Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

ale broniąca go Maniusia! — w rozpacz go wprawiała.
Tem się pocieszał tylko, że Horpiński nie mógł zbyt często nawiedzać pani Bydgoskiej, i że wpływ jego niebezpieczeństwem nie groził. Tymczasem była to nieco fałszywa rachuba. P. Sylwan zaraz potem w teatrze odwiedził panią Bydgoską w loży i zaproponował wycieczkę w okolicę razem z paniami Zawierskiemi, którą on się podejmował urządzić: przyjęto ją.
Dowiedziawszy się o tem, Paczuski, który się nie spodziewał, aby był zaproszonym, wpadł niemal we wściekłość. Zaczynał się odzywać już z pojedynkiem, do którego nie miał najmniejszego prawa.
Ochłonął dopiero, gdy — znalazł zaproszenie, które Horpiński mu nadesłał. Nie poprawiło ono jednak usposobienia Paczuskiego, który przyjął inwitacyą, ale marzył o pomście.
Za co? — Sam może nie wiedział.
Maniusia niewiele się dla niego zmieniła; jednak odrobineczkę go lżej jakoś i obojętniej przyjmowała: nie był sam jeden.
Horpińskiemu zaś, oprócz grzeczności dla pań których krewnego był niegdyś przyjacielem, nie można było zarzucić nic. Nie starał się w pospolity sposób o pozyskanie łask Mamusi, nie prze-