Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

Pierwszylepszy — odparł wzburzony Emil.
— Powinieneś więc o tem wiedzieć zawczasu — rzekł Szalawski — że Horpiński jako szermierz na szpady i pałasze jest sławnym, a strzela kulami do asów o zakład.
— O tem wiem — odparł Emil — ale ja też strzelam dobrze, a biję się znośnie. W pojedynku więcej stanowi szczęście, niż umiejętność.
— Panna ci za pojedynek wdzięczną nie będzie, ani matka — dodał Szaławski. Przyśpieszysz tem ich wyjazd, a możesz sobie zagrodzić drogę nawet. Rozważ to dobrze...
— Cóż mam począć? — wybuchnął Emil.
— Na twem miejscu — rzekł Józio — albo-bym nic nie poczynał i czekał, albo-bym się z nim rozmówił otwarcie...
Skutkiem narady z Szalawskim było to, iż jednego rana Paczuski zjawił się u Horpińskiego tak wcześnie, aby go zastał niechybnie.
Znalazł go już ubranym, nad poważną książką, i został przyjęty z taką uprzejmością nadzwyczajną, tak mile i wesoło, że przybywszy pełen wyrzutów i gotów do żwawego sporu — mimowolnie złagodniał znacznie. Musiał zmienić ton, a nawet sposób zagajenia rzeczy.
— Jesteś pan dobrodziej — rzekł chłodniej — w takich stosunkach z panią Bydgoską, masz