Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

skłoniwszy się i pozdrowiwszy Paczuskiego pochrześcijańsku.
Historya Jacusia była dosyć ciekawą, lecz podobnych wiele się błąka po naszym świecie. Był Jacuś cieślą, stolarzem, nauczył się czytać i pisać, próbował służyć jako oficyalista, mówiono, że jakiś czas pełnił obowiązki zakrystyana. Grał na skrzypcach, umiał z biedy pomalować bryczkę — powoził w potrzebie i furmanił — ale to wszystko mu się nie wiodło. Oprócz tego — polyhistor swojego rodzaju, mało było rzeczy na których-by według własnego przekonania się nie znał, którym-by nie podołał. Rwał się do wszystkiego.
— Ja to, panie, w lot zwędruję! — zwykł był mówić.
I wędrował tak, że zawsze w początku mu się niby wiodło, a w końcu musiał rzucić każde zajęcie, bo godnem siebie go nie uznawał.
Jacuś należał do ogromnej u nas liczby ludzi — do wszystkiego i do niczego, zdatnych i niezdatnych. Tam, gdzie podział pracy, jak w rozsypanych po kraju naszym rzadko osadach, nigdy się nie dokonał, nadzwyczaj wielu musiało, zamiast jednemu się poświęcić powołaniu, być gotowymi wszystko poczynać, czego wymagały okoliczności. Nasz wieśniak prawie każdy potrosze jest takim Jacusiem. W potrzebie łata chomąta, naprawia buty, stawia piece, wyciosze stolik. Robota może