Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

o wspólnych znajomych; Emil ze swej strony wychwalał śliczne położenie i urządzenie Brzózek.
— A! panie — odezwała się matka — wszystko to dzieło tej mojej drogiej — (wskazała na córkę). Nieboszczyk mało dbał o piękność, ona-to stworzyła i ten śliczny ogródek, przerobiła domek i ukwieciła, wonią zapełniła ten kątek, w którym nam z naszą żałobą tak dobrze!
Bończyna krzątała się około śniadania — Paczuski korzystał z każdej chwili, aby dalszy ciąg popełnionego kłamstwa przygotować.
Nie było ono wielce prawdopodobnem, ale — wiele młodzieńczą fantazyą tłómaczyć się daje.
Pomimo pośpiechu, z jakiem śniadanie podać miano, upłynęła dobra godzina, nim ono na stół przyszło. Po garwolińskim poście, po podróży i znużeniu, wydało się ono Paczuskiemu bezprzykładnie smacznem i doskonałem.
Po kieliszku wina humor się zaczął odradzać.
Emil sam z siebie się śmiał, iż się tak niepraktycznie wybrał na poszukiwanie gruntów i lasów, ale szło mu, jak powiadał, o to, aby go nie obdarto, chciał więc jaknajskromniejszą przybrać postać.
Pani sędzina pobłażająco znajdowała to rozumnem.
W ciągu śniadania wdowa, opowiadając jeszcze