Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

mają ich za bardzo dostatnich. Gospodarstwo ma być doskonałe: konie, wozy jaknajlepsze — do życia sobie niczego nie żałują, choć pono pochłopsku jedzą i piją, tak jak się odziewają.
Z zajęciem słuchał Paczuski.
Sama pani, której nie bawiło opowiadanie o Rusinowym Dworze, wolałaby była pewnie pokazać jeszcze swój ogródek i domek gościowi — i pochwalić się niemi. — Emil musiał myśleć o odwrocie.
Ciekawość jego ułamkową powieścią sędziny, znowu żywo obudzoną została; chociaż wszystkie trudności zaspokojenia jej w sposób przyzwoity coraz mu jaśniej przed oczyma stawały.
Pani Bończyna wogóle odradzała mu błąkanie się po okolicy, o której słyszała od męża, iż dla myśliwstwa wcale nie była ponętną.
— Pan tu nic nie znajdziesz — mówiła — darmo się zamęczysz tylko. Jabym proponowała zostać z nami na obiedzie — wieczorem się przespacerować do miasteczka, a potem powrócić do Warszawy i szukać polowania gdzieindziej.
Choć rada ta uśmiechała się Paczuskiemu, nie mógł jej przyjąć — chciał dotrzeć koniecznie do Rusinowego Dworu, zobaczyć go choć zdaleka. Opowiadanie wdowy było potwierdzeniem wszystkiego, o czem wprzód się dowiedział. Widziała Horpińskiego, to nie ulegało wątpliwości: taje-