Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkie dworki w tych stronach; widoczny był wszędzie jakiś obcy obyczaj w budowaniu, w rozporządzeniu zabudowań, w sprzętach gospodarskich, będących na widoku.
Dwór — chata dosyć duża, z małemi bardzo oknami, pokryta kalenicą, niczem się nie odznaczała, oprócz, że gospodarskie przybory ubierały go dokoła. Na płotach schły hłodysze, o ściany oparte stały necułki i drewniane naczyńka. Na kołku pod dachem zawieszono trochę z pola już wyrwanej kukuruzy. Kury, gęsi, kaczki uwijały się około progu.
Innej troski, oprócz o gospodarstwo, znać i widać nie było. Za dworkiem, który miał mały ganeczek wpół człowieka, obity deskami, zieleniał niedawno zasadzony ogródek, ale owocowe drzewka w nim młode były jeszcze i mizerne.
W prawo i lewo siedziały w części z chrustu plecione, częścią z opiłków zbudowane szopy, stajnie, obórki i składy, a przy nich rozrzucone narzędzia rolnicze, brony, radła, pługi, wozy kute zajmowały plac dość obszerny.
W chwili gdy Horpiński wjeżdżał w dziedziniec, na progu w ganku ukazała się stara baba w szarej koszuli, w chuście na głowie i fartuchu, spojrzała ku wrotom i znikła.
P. Sylwan, zamiast do głównego wnijścia, skierował się ku rogowi przeciwnemu domowstwa,