Jacuś, tak niefortunnie spełniwszy swe poselstwo, nie bardzo śpieszył z powrotem do miasteczka, gdzie na niego, nudząc się, Emil Paczuski oczekiwał.
Nudy pieszczoszka doszły do tego naprężenia, że wyszedł na próg gospody Pinkusa i przypatrywał się rynkowi, na którym kilka wozów, kilka obdartych postaci, wcale nie malowniczych, bodaj parę setek chudego bydła, widać tylko było. Ziewał co chwila, a spać we dnie — zdawało mu się złą rachubą, bo noc bezsenna mogła być od dnia jeszcze trudniejszą do przeżycia. Dosyć późno, podchmielony, zjawił się Jacuś, oświadczając, że dotarł do źródła, że z ludźmi mówił i dowiedział się o tem, jako Warszawiak do Warszawy powrócił.
Emil, rozgniewany, wierzyć temu nie chciał. Zdało mu się, że Jacuś się napił, dzień przespał gdzieś, do miejsca nie dotarł i chciał go zbyć prosto kłamstwem.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.