Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

I Paczuski się nie rachował za pretendenta, sam nawet tak zuchwałej nie dopuszczając idei.
Niekiedy, po dłuższej rozmowie z czarującą p. Michaliną, ulegając urokowi jej — zamyślał się Emil, wzdychał, ale taksamo, a może więcej i żywiej, zajmował się Maniusią, niewdzięczną, i wesołą wdową.
Na zapytanie p. Michaliny: co z sobą wciągu lata począć myśli, gdy Emil grzecznie odparł, iż gotów jest dotrzymywać paniom towarzystwa — rozśmiała się piękna panna i wręcz mu odpowiedziała:
— A! jedź pan do matki, która go oddawna z utęsknieniem czeka — odśwież się powietrzem wiejskiem. Z nami-byś się pan znudził, a prócz tego my więcej teraz przy babuni, niż u siebie będziemy przesiadywały. Mamy tu kilku starszych, którzy pana zastąpią.
— Czy pani zalicza do nich i Horpińskiego? — spytał Emil z przekąsem.
— Jeżeli nie latami, to powagą ma do tego prawo — odpowiedziała Misia — a niemając krewnych, domu, familii, może zostać, nie czyniąc żadnej ofiary.
Paczuski zrobił minkę szyderską.
— O tem, czy ma lub nie ma rodziny, nikt nie jest napewno uwiadomionym — odezwał się. — Któż wie czy jedna z dwóch starych bab, chłopek,