Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

najlepiej podobał. Ale — nie zakocham się w nim, bo ja się nie mogę w nikim zakochać. Taka już natura moja.
Staruszka głową potrząsnęła.
— Nie ufaj zbytnio swej sile — rzekła. — Człowiek, bezwątpienia, bardzo miły, ale partya nie dla ciebie.
Spojrzała pytająco Michalina, nic nie mówiąc.
— Tak, moja duszko — mówiła dalej babcia — sama mi to powiedziałaś, że jest jakimś sierotą bez rodziny, no — i bez nazwiska. Nie możesz być panią Horpińską.
— I nie myślę też nią być — dokończyła, wstając Misia — tak jak on nie myśli pewnie o mnie. Chciałabym tylko, doprawdy, głębiej sięgnąć w to jego tajemnicą osłonione życie, które on okrywa tak starannie.
Co też na niego i o nim wymyślają!
Dnia tego rozmowa nie poszła dalej.
Sylwan pozostał w mieście.
Wiadomy wyjazd Paczuskiego na wieś do matki, czynił go całkiem swobodnym, bo się już nieznośnego śledzenia nie miał co obawiać; ale towarzystwo Michaliny ciągnęło go i trzymało tu przykutym.
Wyrzucał sobie tę słabość: opuścić jej nie mógł.
Pani Zawierska, troskliwa o córkę, starała się ją czemś rozerwać. Urządzano więc wycieczki