Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

sobie herbaty... Laskonogi Salvator pożegnał się z nimi, i w tejże chwili z cygarem w ustach powrócił Lurski, skrzywiony...
— Cóżeście u licha długo rozprawiali z tym zdrewniałym szparagiem bez główki? — odezwał się kwaśno. Ma foi! to sztuka z tym paplą tak długo wytrzymać, — uważałem, że rozmowa była bardzo ożywioną.
— Zawsze o Horpińskim — wtrącił Józio, ale to nie moja wina. Paczuski jest nim podrażniony...
Lurski głową potrząsał...
— Jeżeli cię już tak bardzo piecze ciekawość — odezwał się zwracając do Paczuskiego, toć najprostsza rzecz. Zbliż się do niego. Jest bardzo grzeczny, mówią, że zawiązuje łatwo znajomości.
— Ale one do niczego nie prowadzą — odparł wstając z krzesła Emil. — Wiem o tem doskonale od Waleryana.
Rozśmiał się i dziwną minkę zrobił pogardliwą.
— Walerek jest zawsze à court d’argent — mówił dalej. — My już mu nie pożyczamy, bo to jest beczka Danaid. Widząc Horpińskiego tak zamożnym i często szczodrym, Walerek, jak mi się sam przyznał, — łapę zagiął na Sylwana. Przylgnął do niego, starał mu się usługiwać, roz-