Opisać tej fiziognomii nikt nie umiał — bo wielka jej piękność, nie w pojedyńczych rysach mieszkała, ale w cudownej harmonii całości. Taksamo postać przypadała do twarzy, a ruchy uderzały naturalnością i swobodą.
Wdzięk niewieści, który towarzyszył jej każdemu poruszeniu, dziwnym sposobem godził się ze śmiałością, niemal kobiecie niewłaściwą. W niej ta odwaga, ta szczerość słowa, wejrzenia i postępowania, płynęła tak naturalnie z usposobienia, iż nie raziła nikogo.
Misia umiała być jak dziecię wesołą i jak starzy poważną — a usposobienie wewnętrzne więcej ją ku powadze skłaniało. Czytała wiele, myślała więcej jeszcze może; uczyła się chciwie, ale i ze świata czerpała naukę — co mało kto umie.
Matka jej, która, ją jedną mając, kochała aż do bałwochwalstwa — była pierwszą wielbicielką tego fenomenu, tego cudu; zachwycała się nią, ale pocichu płakała nad tem, że Misia, na tej stojąc wyżynie, przeznaczona jest na osamotnienie.
Pocichu mówiła sobie: kto jej godzien?
Wolałaby była widzieć ją mniej piękną, mniej rozumną, mniej boginią a więcej pospolitą dobrą dzieweczką, dla którejby szczęście łatwiej znaleźć było. Sama pani Zawierska nie była też pospolitą kobietą, i wychowanie, jakie dała córce, najlepiej o tem świadczyło. Nikt lepiej Misi nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.