nad zbadaniem mechanizmu, nim się pokusić mógł o dostanie się do wnętrza.
Kilka pytań rzuconych przez Emila, mających na celu odkrycie prowincyi, z której pochodził Horpiński — nie doprowadziło do niczego. W odpowiedziach Sylwan wymijał się bardzo zręcznie i niedając poznać, że chce czynić z czegoś tajemnicę — usuwał wszystko, coby na trop jej naprowadzać mogło.
Widząc, że twierdzę tę według wszelkich sztuki prawideł oblegać będzie potrzeba, Paczuski w końcu zrezygnował się na to, aby serdecznie się przywiązać naprzód do p. Sylwana, narzucić mu się za przyjaciela — i w ten sposób, choć powoli, dojść do celu. Czynił to — dla panny Michaliny, ale przez próżność tylko, aby okazać się zręczniejszym od innych... przebieglejszym...
— Bądź-co-bądź! nie ujdzie mi! — mówił w duchu. Spenetruję go!...
Wśród dosyć ożywionej już gawędki, nagle sama panna Michalina znalazła się tuż blizko — i pozdrowiła Horpińskiego.