Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

Misia poruszyła ramionami.
— I nie masz pan ochoty wmieszać się do... aktorów, chcesz pozostać widzem? na zawsze! To być nie może.
Sylwan zawahał się z odpowiedzią.
— Dotąd nie miałem wistocie najmniejszej chętki do czynu — rzekł napół żartobliwie... Zleniwiałem, i — z tem mi dobrze...
— Lecz pozwoli pani, abym coś na uniewinnienie się, choć w części — dodał. — Ja otwarcie i jawnie jestem próżniakiem, a mnóztwo ludzi, napozór niezmiernie zajętych, mniej może wistocie robi odemnie.
Misia rozśmiała się.
— To może być — rzekła — ale grzech cudzy nie zmniejsza winy własnej.
Spojrzała na Horpińskiego, który stał grzecznie, chłodno uśmiechnięty...
— A! — dorzuciła pośpiesznie — ja pewnie jaknajmniej mam prawa prześladować kogóś za — próżniactwo, — bo cóż ja robię!?
— Pani, zdaje mi się — odparł Sylwan, — jesteś niezmiernie zajęta. Kochasz sztukę i sama jesteś artystką. Wszakżeż to jedno starczy na zapełnienie życia! I literatura nie jest jej obojętną.
— Tak, ale to są wszystko tylko diletanctwa, zabawki, a nie zajęcia — odparła p. Michalina, oczy