Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

oto w Maju, a może w Czerwcu i w Lipcu — raz go dwa miesiące nie było, a powrócił taki, jak z krzyża zdjęty. I — jak Boga kocham — dodał ciszej p. Konrad, ręce takie namulane, jakby drwa rąbał przez ten czas.
Ruszył ramionami.
— Kto go wiedzieć może!
Paczuski się zadumał mocno.
— Ależ pieniędzy przecie ma zawsze dosyć, bo ich wydaje dużo i nie oszczędza? — zapytał po chwili.
— A! co się tyczy pieniędzy — podchwycił, broniąc honoru domu, niemal oburzony p. Konrad — jest ich jak lodu. Kiedy przyjdzie półrocze i obcinają się kupony, to jak siądzie, proszę jaśnie pana, z nożyczkami za stolikiem, przykazawszy nie wpuszczać nikogo, czasem więcej niż pół dnia przetrwa przy tej robocie.
A znowu i to trzeba wiedzieć, że małych papierków u niego niema, bo ja mniejszych nigdy kuponów nie widziałem nad dwadzieścia pięć rubli.
Teraz ja — proszę jaśnie pana — niewolnik przykuty do progu! — dodał biedny elegant.
— Ale spoczniesz przez ten czas! bo i roboty mieć nie będziesz.
— Niewola gorsza, proszę jaśnie pana, od naj-