pominąć nie rzuciwszy słówka, bo była bardzo grzeczną.
— Nie widziałam pana przeszłego czwartku — odezwała się.
— Byliśmy w teatrze razem z Horpińskim! — niezgrabnie odparł Emil.
Usłyszawszy to nazwisko, panna Michalina, odrobineczkę się zatrzymała z odpowiedzią. Spojrzała w oczy Paczuskiemu, trochę zdziwiona.
— Zbliżyłem się trochę do Horpińskiego — rzekł Emil — a winienem to pani. Ciekawość jest zaraźliwą.
— A! moja już minęła! — odezwała się panna — a pan zaspokoiłeś-że swoję?
— Niezupełnie — rzekł Paczuski — ale, coś mi się jednak zdobyć udało... Rys charakteru, nic więcej.
Wiem, że pan Sylwan miewa fantazye... i czasem, — jak sam się przyznaje, gdy go porwie chętka do błądzenia samotnego po okolicach, lub — co on nazywa — polowania... puszcza się, nieopowiedziawszy nikomu, nawet służącemu... w świat...
Trwa niekiedy to używanie samotności całe tygodnie...
— Panna Michalina słuchała z udaną obojętnością.
— A! to mnie wcale nie dziwi — rzekła. — Są
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.