przypatrywania się tej niezmiernej rozmaitości typów! — zapytała Misia.
— Typów właściwie nie widzę tak wiele; dają się one sprowadzić do kilku — rzekł Sylwan — a jednostki — z małemi odmianami, aż do zbytku są teżsame...
— Byłeś pan na wsi?... w których stronach? — spytała nieco nieoględnie Micia.
Horpiński zarumienił się lekko.
— Polowałem w lasach nie zbyt oddalonych — odpowiedział — jeździłem konno, studyowałem trochę kraj, którego małokto lepszą znajomością pochwalić się może. Dziwna to, doprawdy, rzecz, jak na małą odległość sięga w domu ciekawość ludzka, gdy za granicą tak jest nienasyconą.
— Bo tam może więcej jest zajmujących przedmiotów? — szepnęła panna Michalina.
— Nie wiem, czy może być co bardziej zajmującem dla człowieka nad to, co go najbliżej tycze. W kraju własnym najmniejsza rzecz powinna pociągać.
I natychmiast przerwał sobie, uwagę robiąc, iż w salonie wiele nowych przybyło postaci.
Ponieważ oko jego zwróciło się na pannę Maniusię — Michalina uśmiechnęła się.
— Nieprawdaż, że śliczna ta miluchna panna Bydgoska... prawdziwy kwiatuszek!...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.