Horpiński postarał się przedstawić pani i pannie Bydgoskiej — nie umiemy wytłómaczyć.
Niezmiernie rzadko się to trafiało, by Horpiński sam nowych znajomości i stosunków szukał. Tym razem, zdaje się, iż kogoś prosił o zapoznananie go z panią, i znalazł do tego pretext w znajomości jakiegoś stryja jej, od kilku już lat zmarłego.
Pani Bydgoska, bardzo uprzejma dla wszystkich, widząc Horpińskiego dobrze przyjmowanym i położonym w towarzystwie, słysząc o nim same pochwały od gospodyni domu, ujęta miłą i dystyngowaną powierzchownością — przyjęła go też bardzo mile. Panna dygnęła mu bojaźliwie jakoś, a stojący przy niej Paczuski trochę się zachmurzył, bo nie rad był tej znajomości.
Gdy po rozmowie z matką i zamianie słów kilku z Maniusią, — pan Sylwan się oddalił, Paczuskiemu pilno było niezmiernie obwarować się od wpływu, jaki ta znajomość na panią Bydgoską wywrzeć mogła. Miał przeczucie, że Horpiński mógł mu szkodzić.
Obawa ta nie była wprawdzie na niczem ugruntowana — była instynktem raczej, niż wyrozumowanym wnioskiem; ale sam czując się względem Horpińskiego nie zbyt przyjaźnie usposobionym, lękał się Emil wzajemności, która w ludzkich stosunkach, jest prawie nieuchronną.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.