Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

przypadła — odegrał Wojtek bardzo trafnie i z talentem.
Dowiódł Zawierskiej, że obowiązkiem było obywatalskim ratować się wzajemnie, że pieniędzy szlachta miała podostatkiem, że znaleźć je przyszło nadzwyczaj łatwo.
Nieufna ciągle, biedna matka powoli dała się przekonać i odetchnęła swobodniej; Misia zaś, która wprzódy wcale nie podejrzewała Sylwana, teraz, niewiedzieć dlaczego, słuchając Wierzbięty, przypatrując mu się, powzięła myśl, że to było sprawą Horpińskiego.
Przekonanie to coraz mocniej się utwierdzało, gdy później Wojtka sama wzięła na badanie troskliwe i zręczne. Wierzbięta się nie zdradził, lecz bystrzejszego wejrzenia panny ujść nie mógł.
Teraz panna Michalina posmutniała. Powiedziawszy sobie, że ten przyjaciel gotów był cały swój byt dla nich poświęcić tajemnie (sądziła go zdolnym do tego) — zachwiała się: czy godziło się im przyjąć ofiarę i rozmyślną ślepotą przyjęcie to osłonić?
Naciskany pytaniami z różnych stron zabiegającemi — Wierzbięta, choć się zręcznie wykręcał, okazał pewne słabe strony zmyślonej bajki.
Mógł nią złudzić matkę, ale p. Michalina widziała głębiej i jaśniej. Podziękowano najserdeczniej Wierzbięcie, i obie panie, żegnając go, za-