Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

się z nim stanie, gdy do tego — tak zwanego stanu natury powróci.
Miał na sobie zrobić jedno z najboleśniejszych doświadczeń, jakie wymarzyć można.
To rozstanie się ze światem, w którym żył długie lata — pomimo rezygnacyi, z jaką chciał je spełniać — kosztowało wiele. Niekiedy nawet przychodziły mu wątpliwości, czy ono było możliwem. Według teoryi jego należało pracą fizyczną nieustanną, nużącą — wyczerpać się, nie dopuścić myśli wcisnąć się, rozpostrzeć, zawładnąć znowu; stać się musiał machiną. Postanowił ciągle się obracać wśród tego ludu, do którego wyobrażeń i obyczaju chciał powrócić — zerwać tak stosunki z innemi kołami, aby o ich bycie zapomnieć. Przypomniał sobie naostatek słowa jakiegoś współczesnego filozofa, niedawno czytane — że ludzkość ze stanu dzikości powoli i z trudnością dawała się wyciągnąć, ale krótkiego czasu potrzeba było, aby ją napowrót zezwierzęcić i strącić z wyżyny wiekami zdobywanej.
Tak być musiało i z człowiekiem pojedyńczym. Dosyć jest osamotnić człowieka, odebrać mu z ogólnem życiem ludzkości związek, aby go zabić na umyśle i zniesławić.
Sylwan spodziewał się, że, przetrwawszy pierwsze przesilenie bolesne, prędko później upadnie na duchu, zapomni przeszłości i potrafi się czy-