Wziąwszy na siebie obowiązki opiekuna nad Zawierskiemi, Wojtek Wierzbięta i przez przyjaźń, jaką miał dla Sylwana i oceniwszy pannę Michalinę, gdy ją bliżej poznał — zajął się gorliwie ich spełnieniem.
Terenia kochana się na to krzywiła, bo, czując wyższość nad sobą panny Zawierskiej — była zazdrosną i nie cierpiała jej. Żal miała wielki do Sylwana, iż mężowi jej to nieznośne brzemię narzucił.
Wierzbięcie więc opieka ta była niemałym ciężarem, zamąciła mu do pewnego stopnia jego życie domowe, popsuła humor Tereni.
Napróżno starał się żonę uspakajać: nie mogła mu darować tej niewierności, — jak ją zwała. Należała bowiem do tych ślicznych osóbek, które potrzebują i wymagają, aby im zawsze na kolanach służono — i tylko im jednym.
Wojtek się niezręcznie wygadał ze swem uwielbieniem dla panny Michaliny: tego było do-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.