z Wojtka, że dla nich się całkiem poświęcił z mieniem swem Sylwan. Uspakajało ją to jedynie, że summa została zabezpieczoną, a ona teraz czuwała nad tem, aby choć powolnie długi się spłacały.
Co myślała więcej? Bóg wie jeden — tymczasem, o tem mówiła tylko.
Horpiński, choć dał swój adres przyjacielowi, zakląwszy aby nikomu go nie udzielał; choć listy od Wojtka odbierał — odpisywał na nie krótko, a czasem nawet milczeniem je zbywał. — Pisanie sprawiało mu ulgę, robiło przyjemność; ale stanowiło ono właśnie węzeł wiążący go ze światem, z którym zerwać postanowił — wstrzymywał się więc od niego z wyrachowaniem, z przekonania... Powiedział sobie, że powinien był — pisać zapomnieć, tak jak teraz nic już nie czytywał.
Nie mógł jednak wyrzec się taksamo przyjemności czytania listów — Wierzbięty, który umyślnie rozpisywał się obszernie, mówił mu wiele o pannie Michalinie, opisywał swe odwiedziny w Zaborowie, powtarzał każdą rozmową. A że miał na celu utrzymanie Horpińskiego w stosunku z panną Michaliną, — że myślał o tem tylko: listy były gorące i nawet dosyć zręcznie układane, aby Sylwana poruszały i nie dały mu nic zapomnieć.
Gdy jeden z tych listów z poczty przybywał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.