Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

mogą na tem więcej stracić niż sądzą... a ja z nikim o tem mówić nie mogę, tylko osobiście z jednym z nich.
Buchta, człowiek z pewnem wychowaniem, gładki, niedowierzający, przeczuł, że szło o wydrwienie grosza; począł badać p. Krzysztofa, ale ten pozostał niemym — i powtarzał:
— Muszę się widzieć z jednym z nich.
Pozostał na folwarku Pruszczyc, a Buchta poszedł do pałacu i nie powrócił, aż w godzinę.
Przynosił odpowiedź że — p. Wacław dał jemu pełnomocnictwo do rozmówienia się z Pruszczycem.
Obraził się p. Krzysztof.
— Cóż to! Niegodzien jestem z nim nawet dopuszczonym być do rozmowy! a no — to kat go bierz!
Ledwie potrafił uspokoić go rządzca, poszedł raz drugi i po półgodzinnem powtórnem wyczekiwaniu powrócił, zapraszając do pałacu, a razem obwarowując, aby rozmowa była krótką, gdyż p. Wacław gotował się do wyjazdu i czasu nie miał.
P. Krzysztof, w swym stroju na pół bałagulskim, z dumną miną, przeprowadzany przez lokajów w liberyi kamerdynera, dostał się do gabinetu p. Wacława.
Zbytek, z jakim pałac był urządzony, elegancya, pańskość wystawna, goryczą napełniły Pru-