tego małżeństwa, że zaprzeczano nawet, czy ono rzeczywiście przyszło do skutku.
Nie wiedział jednak co zrobić, jak postąpić, dopóki-by się nie skomunikował z bratem, który w tej chwili był w Odessie. Ale on i brat, nietylko z twarzy byli do siebie podobni: sposoby ich widzenia i pojmowania godziły się z sobą. Wacław przewidywał, że brat tak postąpi, jak on — i odrzuci wszystkie propozycye.
Dokumenta — któż wie, mogły być nawet sfałszowane, a całe te grzebanie się w przeszłości, potajemne, z pomocą ludzi, na których łasce potrzeba było pozostać i za milczenie płacić — zdawało się p. Wacławowi niegodnem jego położenia.
— Jeżeli dowody złoży... ktokolwiekbądź, że małżeństwo było prawne, że ktoś ma prawo nazywać się moim bratem — a nawet odebrać część majątku — ? — wolę na to przystać niż się wykupywać niepoczciwym spekulantom.
Gadać z nim nie będę! — zawołał gniewnie pan Wacław, wyprawiając list do brata.
Pruszczyc powrócił do swojej Pańkowszyzny i koni nadrabiając fantazyą, ale — dosyć kwaśny. Teraz dopiero, gdy krok spełniony wydawał mu się nadaremnym może — sumienie się odezwało także.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.