Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

jakiegoś zdrętwienia i półsennności. Mój dworek zostawiłem na łasce ludzi prawie mi nieznanych; prosiłem tylko pani Bończyny, aby na nich miała oko...
„Dałem dowód wielkiej mojej powolności dla ciebie, kochany Wojtku, a razem wielkiej jeszcze słabości własnej, idąc za twoją radą.
„Znasz moje położenie i wiesz, że z niego wyjścia niema innego, tylko drogą fałszu i kłamstwa, którem się ja brzydzę; wiesz i to, że samobójstwo mam za ucieczkę z placu boju. Co teraz z tem życiem zrobić? w istocie było zagadką, ale się z mem pieścić i koniecznie je sobie osładzać, gdy los mój zdaje się się co innego mi przeznaczać — nie wiem czy się godziło.
Jest to wyzywać na rękę ten fatalizm nieunikniony — niezbyty, który, bądź co bądź, stoi ponad nami i ponad siłami, jakiemi rozporządzamy. Nikt nie może umknąć tego, co w kolebce przyniósł ze sobą jako swą dolę niezwyciężoną....
„Jestem też pewien, że mi ta rozrywka, do której namówiłeś mnie — niewiele osłodzi, a może stan duszy uczyni boleśniejszym jeszcze. Wówczas gdyśmy z tobą razem i z Bochenkiem przebiegali te Włochy, które ja teraz nanowo mam widzieć, w innych zupełnie warunkach — byłem całkiem różnym od dzisiejszego mego ja zapatrywa-