żeby się nie mogły domyślać, iż ciężkie brzemię nosił na duszy.
Co się tycze p. Wacława, zdarzenie zarówno nieprzyjemne — było daleko w jego położeniu lżejszem do zniesienia. Cóż to go mogło obchodzić, że ktoś był do niego podobnym?
Nie miał tak delikatnych uczuć, aby go cudze cierpienie obchodzić mogło wielce. Kilku znajomych bliżej rozpytywał od niechcenia o Horpińskiego. Wszyscy zgodnie poświadczyli, że był człowiekiem najlepszego wychowania, towarzystwa i pod względem majątkowym zupełnie niepodległym. Znano go tu od lat wielu, żyjącego na stopie bardzo przyzwoitej, a długów nie miał żadnych. Ludzie poważni odzywali się o nim bardzo pochlebnie.
Nitosławski, słuchając, milczał i zagryzał wargi.
W ciągu dni kilku, pomimo, że oba krążyli po mieście i w jednych domach bywali, szczęściem nie spotkali się już nigdzie okowoko.
P. Wacław potrzebował bawić się, nawykłym był do ludzi, samotności nie znosił. Prowadzeniu się jego nic zarzucić nie było można, ale miał słabostkę do ucztowania i wesołego gwarzenia przy szampanie. Mówiono, że bardzo krótka służba wojskowa nazwyczaiła go do tego.
Porobiwszy liczne męzkie znajomości, zapraszany na obiady, wieczory, niechcąc być w dłu-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.