Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

łem się inaczej na życie, — położenia własnego nie oceniałem jak teraz.
„Śmiejąc się, unosząc, marząc, przebiegaliśmy ten kraj uroczy, który ja teraz będę widział innemi oczyma, a i on od czasów tych wielce się zapewnie odmienił. Będzie to więc jakby spotkanie się dwóch przyjaciół, którzy po latach wielu schodzą się znów, ale poznać się już nie mogą.
„Niestety — kochany Wojtku — prawo nieustannej metamorfozy jest najogólniejszem dla wszystkich istot, dla wszelkiego bytu — i niema z niego wyjątków. My tak dobrze podlegamy mu, jak granitowe skały, jak piasek na dnie morza, obłoki — i co tylko istnieje.
„Nic nie trwa — wszystko się „staje“ i znika. My od kolebki do grobu jesteśmy też w ciągłych przeobrażeniach, chociaż do wielu z nich się nie poczuwamy, bo przychodzą one powolnie i stopniowo.
„Od czasu naszej podróży potwierdzenie tego prawa wyryło się dobitnie na wszystkiem, co po raz drugi teraz spotykam. Znajduję wprawdzie nienaruszone monumenta, któreśmy oglądali razem, — ale, uwierzysz ty temu? one nawet przez zmianę tego, co je otacza: oczów naszych i stosunku naszego do nich, całkiem mi się dziś wydają inaczej.
„To prawo metamorfozy musi mieć przecie ra-