Gdy się to działo w jednym końcu salonu, w drugim Fredek się kochał i starał przypodobać kuzynce, dla której miłym był, lecz razem bardzo obojętnym. Przyznała się przed matką złośliwie, że jej przypominał ślicznego, o jedwabnych włosach i różowym nosku, delikatnego affen-pinczera.
Zawierska się rozgniewała za porównanie; ale miał nawet takie czarne, jak gałeczki, oczy błyszczące a nie mówiące nic.
Fredek trzeciego dnia był tak rozkochany, iż się ojcu przyznał do tego.
Baron, który tych miłości przeżył już kilka w synu, odpowiedział mu, że pragnąłby, aby miłość ta była stałą, bo p. Michalina na nią zasługiwała.
Rozumie się, iż pomimo rozmiłowania się i półsłówek, których Misia zrozumieć nie chciała lub brała je jako dowody przywiązania braterskiego, nie przyszło do żadnych dobitniejszych oświadczeń.
Baron z synem, zabawiwszy przez tydzień, odjechał, zapraszając do Wiednia i — obiecując się też sam utrzymać nadal ściślejsze stosunki.
Mówił o tem, że jeśliby sam przybyć nie mógł, przyśle przynajmniej Alfreda.
Pani Zawierska czuła, że mógł osnuć plan jakiś — ale nie śmiała jeszcze uwierzyć w tak wielkie szczęście.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.