Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

cych się pochodzenia Sylwana, miał bardzo niepewne wiadomości, nie chciał nawet napomknąć o tem Michalinie, choć bardzo pragnął coś jej powiedzieć.
Gorąco tylko oparł się tej myśli ofiary dla matki — i radził w ostateczności przynajmniej starać się zyskać na czasie.
— Pan nie wiesz — dodała Michalina — że matka moja właśnie, czując się może gorzej, niż jest w istocie, nalega na pośpiech; utrzymuje, że nie ozdrowieje, póki nie zapewni mi przyszłości.
Fredzio, szczęściem, przy tej drugiej kilkodniowej bytności w Zaborowie nie śmiał, czy nie mógł, ani matce, ani córce oświadczyć się wyraźnie.
Misia, zwlekając, rozumieć go nie chciała. Wyjechał więc bardzo smutny; ale w parę tygodni potem Zawierska odebrała list od starego barona z Wiednia, w którym on już jasno stawiał kwestyą — i oświadczył się w imieniu syna.
Z bijącem sercem matka, niemal przyklękając przed córką, obejmując ją, pieszcząc — dała pismo do przeczytania. Rozpłakała się Misia pocichu i oddała je, nic nie mówiąc.
Możnaż odmalować, co później zaszło między niemi? Matka tak kochała córkę, Misia tak była przywiązaną do matki! Zawierska byłaby nawet zwyciężyła odrazu, ale spostrzegła na twarzy córki taką boleść i trwogę, że sama pomiarkowa-