Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

Sylwana wyprawiam listy, aby jaknajprędzej powracał.... Ja sam przybędę w ślad za tym listem“.
Działo się to na Ukrainie, gdy w Zaborowie biedna pani Zawierska, zmęczona wypadkami lat ostatnich, słaba, ciągle dręczona niepokojem o los córki, to się dźwigając, to kładąc do łóżka, walczyła tak długo, aż w końcu zachorowała niebezpiecznie.
Choroba w początkach nie miała w sobie nic tak bardzo groźnego; doktor miał ją za dalszy ciąg już od roku objawiających się symptomatów, ale w przeciągu kilkunastu dni przybrała charakter niespodzianie zastraszający. Fiziognomia Zawierskiej sama już najmniej badawczemu oku wskazywała, że organizm cierpiał i był podkopanym. Wyraz twarzy się zmienił, głos osłabł.
Sama ona, czując ten stan, strwożyła się niewypowiedzianie, a trwoga jest sprzymierzeńcem każdej choroby najdzielniejszym. Uspokoić matkę mogła tylko Misia. Ona sama jej to wyznała.
— Chcesz mnie widzieć spokojną — odezwała się do córki — posłuchaj, dopóki żyję: oddaj rękę Fredziowi. Albo uzdrowieję lub umrę spokojna, osłodzisz mi godziny ostatnie, Misiu moja.
W miarę jak stan zdrowia się pogorszał, nalegania te zaczęły być coraz napastliwszemi. Zawierska całowała córkę po rękach, płakała, za-