San-Miniato, wśród gościńca, pomnik Michała Anioła.
„Wszystko to, wśród pustych przestrzeni — na bezludziu — zdaje się spać, drzemać, zamierać. Ażeby się stać ruiną, miasto nie potrzebuje się rozpaść w gruzy, może być nowem, jak z igły: gdy mu zabraknie człowieka, zabraknie życia.
„Taką jest dziś Florencya.
„Na Cascinach — drzewa podrosły i te niepoczciwe bluszcze, co je w swych uściskach duszą, nie przestały okrywać zielonością uśmiechniętą — dzieła zniszczenia.
„Te włoskie bluszcze! — przypominają ludzi. Spojrzawszy zimą na drzewo ustrojone w ciemnozieloną szatę od dołu do góry, rozczulasz się nad tą poczciwością rośliny, która otula i ogrzewa pień swego dobroczyńcy, ale — odsłoń liście. Pod niemi grube, jak powrozy splecione gałęzie, opasują pień i duszą go powoli, soki wypijając z niego.
„Walka o byt! nic więcej!
„Na samym końcu Cascin pomnik jakiegoś Indyanina, którego tu spalono i pogrzebiono.
„Zato próżno szukałem pomnika dla spalonego Savonaroli. Na tego czas jeszcze nie przyszedł.
„Włócząc się po mieście — myślałem: na coby się ono teraz przydać mogło?
„Doskonałe schronienie dla inwalidów wszel-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.