Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.

kiego rodzaju — cicho — a jest na co patrzeć i czem się rozkoszować, nic nie robiąc.
„Nasz wiek jest wiekiem, w którym tych inwalidów musi być mnóztwo. Zmienia się i zmieniało tak szybko tyle urządzeń, trybów życia, obyczajów, iż wiele słabych istot musi wykolejonych pozostać na gościńcu. Schronienie we Florencyi jest dla nich. Klimat wprawdzie lepszy w Pizie, ale tam smutniej jeszcze. Do Pizy się już jedzie, nie żyć, ale umierać.
„Z ogólnego widoku ulic, cascin, ogrodów, restauracyi, galeryi — przekonywam się, że napływ cudzoziemców jest tu teraz — chyba mniejszy.
„Nawet Anglików nie tylu, nawet Amerykanów bogatych, którzy robią miliony w nowym świecie, aby je trwonić w starym — mniej spotykam. Jeszcze parę dni pobłądzę trochę wśród tej ciszy i — dokąd? — Naturalnie, że do Rzymu.
„Łatwo się domyślam, że ten mi się wyda jeszcze bardziej zmienionym, lecz w sposób wcale różny. Florencya opustoszała, Rzym ożył, zaroił się ludźmi niestworzonymi, aby tu żyli. Gospodarstwo nowe.
„Nie wiem czy przypominasz sobie, że w Niemczech u chłopów jest obyczaj, gdy się sprzedaje chatę i grunt obcemu, dożywotnio starym co do nich nawykli, zostawiać kątek, dlatego — zowią się, jeśli się nie mylę: auszügler? Takim starowiną auszügle-