Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.

Człowiek, co się odosabnia ze zniechęcenia do życia, wydaje mi się czemś podobnem do zamurowanego w celi zakonnika. Jeśli człowiek dla siebie żyć nie chce, nie może, to powinien żyć dla drugich, bo zawsze użytecznym im być potrafi. Wpłyń pan na niego.
Mówili o tem długo, aż Wojtek, zabawiwszy do wieczora — przejęty widokiem Michaliny, zasmucony nim, niewiele pocieszony bliższem poznaniem barona, odjechał do domu.
Z dnia na dzień, niespokojny, czekał tu i czekał napróżno, listu, wieści głosu, odezwania się jakiegoś od Sylwana. Nie nadchodziło nic.
Pisma adressowane do Rusinowego Dworu, wkońcu powracać już zaczęły — co dowodziło, że się tam nie znajdował i że nie wiedziano, gdzie go szukać.
Zniecierpliwiony do najwyższego stopnia, Wojtek, niemogąc sam jechać, bo go żona puścić nie chciała, polecił komuś znajomemu, aby się na miejscu o Horpińskiego dowiedział. Na odpowiedź czekał dosyć długo, a przyszła wcale niezaspakajająca. Rusinowy Dwór był sprzedany zabezcen — dawny dziedzic ledwie się tu ukazawszy, zniknął — i nikt nie wiedział dokąd się udał. Przyjaciele Wojtka, któremu powierzonem było dowiedzenie się o Sylwana, znał go osobiście i za-