W okolicy, u Nitosławskich, nie było o nim najmniejszej wiadomości, nie pokazał się tam wcale.
Tak kilka długich lat upłynęło, a Wierzbięta coraz rzadziej już przypominał sobie przyjaciela — nie mogąc o nim nawet z żoną pomówić, gdyż Terenia, jak go nie lubiła od pierwszego wejrzenia, tak i teraz wspomnienia jego znosić nie mogła. W Zaborowie przez lata te nie było nikogo — baronostwo mieli przemieszkiwać na przemiany w Wiedniu lub we Włoszech. Pani Michalina przysłała bilet z powinszowaniem nowego roku, jakby powiedzieć tylko chciała: „Żyję jeszcze“.
Przeciąg ten czasu w powolnym Wojtku wielkie sprowadził modyfikacye obyczaju. W domu stał się sługą żony i dzieci, nie wyjeżdżał nigdzie, było mu z tem dobrze. Ciało i umysł ociążały znacznie; zajmował się coraz mniej gospodarstwem, a coraz więcej odpoczywał.
Przyszło do tego, iż Terenia nawet, raz w tydzień przychodzącą, pocztę pierwsza odbierała, a często czytać listy i odpowiadać na nie musiała.
W oknie siedząc lub pod piecem, Wierzbięta część znaczną dnia spędzał na dumaniach. Sypiał też we dnie. Raz, gdy w Sobotę pocztę przywieziono, żona mu przyniosła list otwarty.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/240
Ta strona została uwierzytelniona.