Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.

Doktor przeszedł od tych studyów do innych, Sylwan przy nich pozostał. Zrodziła się prawdziwa namiętność, a zatem poszła wprawa, coraz dalej rozpościerające się granice badań — i miłośnictwo, które zarówno śmiesznem jak godnem poszanowania uznać było można.
Wojtek Wierzbięta, uwiadomiony o tem, cieszył się — a żona jego ruszała ramionami.
Zimę tę spędzał Sylwan sam w Hyères, do którego się przyzwyczaił, choć ze stacyi klimatycznych w tych stronach jest to może najmniej powabna — i najsmutniejsza. Ale pokój i cisza błoga panują na tem wybrzeżu.
Zwykle posyłają tu takich chorych, którzy mało co wychodzą z domów: mieścina więc wydaje się pustą i wymarłą.
Wszystkie inne stacye, jak Cannes, Nicea, Monaco, San-Remo, Bordighera — więcej są ożywione, weselsze i mają czem zabawiać swych gości; Hyères nie stara się o to, a chlubi, że ma spokojniejsze powietrze, mniej wichrów i kurzawy. Nie wiem, czy tablice meteorologiczne potwierdzają tę pretensyą.
Jednego wieczora, wróciwszy z wycieczki do Norquerolles, Sylwan wchodził do swego mieszkania, niespodziewając się na stole nie znaleźć oprócz numeru wieczornego dziennika, który mu