nił zupełnie niemożliwemi. Czy pan sądzisz, że podobieństwo twarzy może wpłynąć na.... serce.
— Czemu nie? — zawołał Lurski — nacoby się u licha zdały fiziognomie, gdyby żadnego nie miały znaczenia?
— Lecz jest i to prawo w naturze — dodał Wacław, że serce szuka coraz czegoś nowego. Po blondynce zawsze się kocha brunetkę, i — jeśli p. Horpiński był w łaskach, to może właśnie mnie nieszczęśliwemu sobowtórowi jego być do nich przeszkodą.
Śmiać się zaczęto z tego dziwacznego przypuszczenia; Lurski, pozytywista, nie mógł przypuszczać nawet, ażeby taki Nitosławski, młody, dobrze wychowany milioner, mógł być — odepchnięty przez Zawierskie.
— Ma foi, — mówił żywo. — Wysoko cenię te panie, ale koniec końców, rozumu-by nie miały, gdyby taką świetną partyą odrzuciły. Wprost to jest niepodobieństwem!
Wstał i pożegnał się Lurski, Nitosławski rachunek zapłacił; pożegnali się z hr. Antonim, i — tak się skończył ten dzień pamiętny.
Pan Wacław poszedł jeszcze do teatru, a że Zawierskie w loży zobaczył, zjawił się u nich na chwilę. Panna Michalina przyjęła go grzecznie, ale zimno, właśnie, gdy on był rozmarzony i ożywiony bardzo.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.