Na pierwszy rzut oka odgadła, że powracał z takiego kawalerskiego.... obiadu — który dla niej był czemś wstrętliwem. Rozmowa potwierdziła to, i Misia zachowała się już tak zimno, że Nitosławski długo w loży zabawić nie mógł.
Nazajutrz, po nocy dosyć niespokojnej, którą hr. Antoni spędził, pijąc wodę i niemogąc usnąć, przypomniał sobie, iż był obowiązanym śledzić Horpińskiego, a nawet się zbliżyć do niego.
Zadanie było nieprzyjemne, a przy całej swej usłużności, hr. Antoni nie lubił twardych orzechów do gryzienia — bo nie miał zębów potemu.
Gdzie dobrem sercem można było starczyć, stawał chętnie, ale przebiegłości, chytrości zupełnie był pozbawionym.
W duchu narzekał na — przywidzenia Nitosławskiego.
Właściwie niewiedzieć gdzie było szukać Horpińskiego i niewiedzieć jak gonienie za nim tłómaczyć.
Po kilku dniach dosyć niezręcznego biegania po mieście, w jednym z tych salonów wielkich, gdzie się cały świat spotyka, kędy wszyscy się przesuwają, a nikt nie wrasta do nich — hr. Antoni spostrzegł Horpińskiego. Obcesowo prawie natychmiast się starał zbliżyć i zawiązać rozmowę, chociaż mało z sobą byli poznajomieni.
Zawiązała się rozmowa niezręcznie, Sylwan
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.