nie okazywał ochoty do prowadzenia jej, ale hrabia był prawie napastliwym. Naprowadził z łatwością rozmowę na to, że się ciężkiego podjął dzieła — opieki nad Nitosławskim.
— Kochany pan mógłby mi być w tem pomocą — dodał uprzejmie. Wiem, że u Zawierskich jesteś położonym jaknajlepiej; nie tajemnicą to dla nikogo, że się p. Wacław chce starać o p. Michalinę. Jak się panu zdaje? Jest on tam dobrze widzianym?
Horpiński, wielce zdziwiony, przyjął to pytanie niespodziane.
— Pan hrabia się myli — rzekł sucho — ja nie jestem tak poufałym w tym domu, aby mi się zwierzano w sprawach tak delikatnych.
— Ale mogłeś sam uważać!
— Nie zwracałem na to uwagi — rzekł Horpiński.
Po chwili hrabia dodał:
— Jak się panu wydał Nitosławski?
— Ale ja go nie znam wcale.
— Życzyłbyś sobie poznać? — wtrącił żywo hrabia.
Horpiński się zmieszał widocznie.
— Bardzo dziękuję hrabiemu — rzekł — niechętnie robię nowe znajomości, nie szukam ich.
Nastąpiło milczenie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.