— Nigdybym się nie spodziewał po Zawierskich takiego braku taktu... i gustu — mówił dalej. — Odepchnąć Nitosławskiego... a tak serdecznie przyjmować... pana Horpińskiego!...
I śmiać się zaczął po swojemu, trzęsąc brzuszkiem, głową i rękami coś ukazując.
Usłyszawszy nazwisko to, hrabia Antoni nadstawił uszów.
— Przecież Horpińskiego stosunki w tym domu — przerwał hrabia — są bez... konsekwencyi.
— No — jabym za to nie ręczył, ani przysiągł — mówił kapitan. — Zawierska matką słabą jest dla córki, a panna Michalina ma fantazye i muszki w nosie. To zaś rzecz pewna, iż tam u niej nikt lepiej położonym nie jest, nad p. Sylwana.
W czasie choroby babuni, gdy kasztelanowa nikogo nie przyjmowała z obcych, dla niego uczyniono wyjątek. Do pracowni panny nikt nie wchodzi — jemu wolno.
Hrabia Antoni słuchał z uwagą; przychodziło mu na myśl zwierzenie Nitosławskiego. W gruncie duszy człowiek dobry był, ale słaby. Miał żal, że jego protegowanego odepchnięto — a sądził, że Zawierskie należało przestrzedz o Horpińskim. Z drugiej strony — nie mając żadnej pewności, tylko domysły: czy się godziło wystąpić z niemi, mogąc zaszkodzić człowiekowi niewinnemu?
Hrabia Antoni postanowił to wziąć na rozwa-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.