gę — i skończywszy rozmowę z Lurskim, odszedł do domu, mocno zamyślony.
Tu, sam z sobą, rozważywszy wszystko — skończył na tem, że — obowiązkiem było przestrzedz sub rosa Zawierską — nie zaręczając jej, żeby domysł Nitosławskiego miał być ugruntowany — ale dając go za to, za co go wziął.
— Gdy idzie o los córki i rodziny — powiedział sobie — ostrożność, zbytnia nawet, nie jest od rzeczy. Wszyscy przewidują, że Horpiński się gotów ożenić: niech wiedzą za kogo wydadzą.
Hrabia Antoni nie miał w sercu najmniejszej niechęci ku Horpińskiemu; człowiek był mu raczej sympatycznym, niż wstrętliwym — lubił jego rozmowę — ale był zarazem arystokratą — i połączenie rodziny dobrze położonej w złotej księdze z człowiekiem wątpliwego pochodzenia — zdawało mu się wypadkiem, któremu każdy, według sił, powinien był się starać zapobiedz.
Wybrał się z myślą ostrzeżenia do Zawierskiej, nie na wieczór, ale rano. Trafiło się, że nie zastał tu nikogo; panna Michalina była w swojej pracowni. Wiele czasu upłynęło na preludyach.
— Nie mam najmniejszego żalu do pani dobrodziejki — odezwał się hrabia, że mojego protegowanego nie przyjęliście, — chociaż trudno dziś w kraju o lepszą partyą.
— Kochany hrabio — ja Misi nigdy nie chcę
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.