Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

Zawierskie nazajutrz wyjechać miały; wszyscy znajomi złożyli im już pożegnalne wizyty. Jednego tylko Horpińskiego — rozstając się z nim, panna Michalina prosiła, aby przyszedł raz jeszcze.
— Któż wie? — rzekła — może będę miała jaką prośbę, a nawykłam pana uważać za mojego plenipotenta.
Mieszkanie tych pań znajdowało się w takim stanie, że gości w nim przyjmować nie było podobna.
Służba okrywała meble, zdejmowała firanki, ustawiała sprzęty do spoczynku; zamykano szafy, obliczano srebra; gromadzono rozpierzchłe porcelany. W pokojach pań i w przyległych ogromne tłumoki stały otworem, pochłaniając wszystkie przybory, bez których na wsi obejść się nie było podobna.
Misia, ubrana jak na ranek, biegała wyręczając matkę — rozsyłając pomocnice, znosząc swe