szczęśliwej ofiary — ale jej nie ujmuje bynajmniej.
Wolałabym nie wierzyć w tę plotkę — a jednak ze smutku Horpińskiego, z jego życia, ze wszystkiego można wnosić, iż coś jest w tem prawdy... Najsmutniejszem ze wszystkiego, iż to jest tajemnicą.
Jest synem chłopki?... czyż w oczach mamy mniej wart przez to?
— A zlituj się — żywo przerwała Zawierska — niech się to sobie zowie przesądem, czy czem chcesz — ale takie pochodzenie — niepewność wreszcie czy małżeństwo było zawarte — czynią Horpińskiego w towarzystwie niemożliwym. Żadna rodzina go przyjąć nie może.
Misia westchnęła i uśmiechnęła się gorzko.
— Biedna więc ofiara za błąd ojca będzie musiała przez całe pokutować życie!...
— Nitosławski mógł go wprost przyznać — przerwała Zawierska. — Powiadają, że rodzina go ubłagała i odwiodła od tego. Tosamo już małżeństwo czyni wątpliwem.
Łzy popłynęły z oczów Zawierskiej.
— Wiesz jak ja go lubię, jak go cenię, zresztą to jedno, że tobie się podobał i jest miłym, starczy, abym go kochała — ale zważ sama!... zważ sama...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.