Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mylisz się pan! — zawołała. — Prawnicy mają w tem interes, aby do procesu namówili. Jeden z Warszawy tu do mnie przyjeżdżał, zachęcając, abym się o moje prawa upomniała. Tożsamo zrobią z Zawierskiemi; a że matka zakłopotana teraz, łatwo ją więc nadziejami uwiodą.
Po tym wstępie Sylwana odpadła ochota do rozmowy: pogrążył się w myślach. Teraz, gdy te panie miały tyle niespodzianych trosk i kłopotów do zniesienia, nie wypadałoż mu — choć na chwilę się tam stawić i ofiarować, acz niedołężną, pomoc swoję?
Milczący wyjechał z Brzózek — jechał do dworku bardzo długo, rozmyślając, a gdy go matka niespokojna przywitała w progu, rzekł jej cicho, że — choćby nie chciał, na czas jakiś musi się udać do Warszawy.