Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

czyć, że się zupełnie z losem swym pogodzić potrafi: Zawierska rozpaczała!
Zebrana rada familijna po rozpatrzeniu wszystkiego zawyrokowała, że część dóbr znaczną sprzedać było potrzeba, aby Zaborów ocalić. Do tego miejsca przywiązane były najdroższe rodziny pamiątki; rozstać się z niem — ani można było pomyśleć.
Lecz szło za tem, że Zaborów, sam pozostając, nawet przyzwoicie na tej stopie do jakiej się nawykło, utrzymanym być nie mógł. Ogrody, budowy, służba — kosztowały bardzo wiele.
Nadzieja spadku po babci rzucała jakiś promyk jaśniejszy na przyszłość — śmierć staruszki ją zniszczyła.
Namawiano w istocie Zawierską do procesu, ale ona się go obawiała, a Michalina była mu wręcz przeciwną. Nic jeszcze w tym względzie nie postanowiono. Wszystko było w smutnem zawieszeniu, wyczekiwaniu — nierozwiązane dotąd. Matka chorowała i płakała. Misia pocieszała ją i nie traciła ducha.
O posiadanie Zaborowa rozbijało się wszystko. Postradać go — było boleścią niewysłowioną, zachować prawie niepodobieństwem, bez zmian, które miały nieustannie upadek przypominać.
Więcej niż kiedy wyrzucała sobie matka, iż nie ubłagała córki, aby wyszła za Nitosławskie-