Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

go: bogaty pan byłby z łatwością długi pospłacał i piękną starą posiadłość ocalił.
Na Michalinie to pierwsze w życiu dotknięcie ręki losu uczyniło tak mało widomego wrażenia, jakby do niego była przygotowaną. Kilka dni chodziła jakby ogłuszona i zdrętwiała nieco — potem dźwignęła się nagle, energicznie, i zapomniawszy o sobie, czuwała nad matką tylko.
Jej obojętność i spokój przyczyniły się też wielce do uspokojenia Zawierskiej. Z przyjaciół mnogich, z dalekiej rodziny, nikt nie zawiódł zupełnie, ale też nikt nie był przygotowanym, ani zdolnym do ofiary wielkiej.
Radzono, przyjeżdżano, obmyślano środki mogące odwlec katastrofę, ale niezapobiegające jej.
P. Michalina była za odważnem i stanowczem postępowaniem, Zawierska — za temporyzacyą. Wierzyła postaremu w jakiś cud, zwrot, w coś niespodzianego. Śmierć babci, która testamentu nie miała czasu legalizować — przybiła zupełnie Zawierską.
Smutek więc panował w tym, niedawno jeszcze tak świetnie i pańsko wyglądającym, Zaborowie. Życie nie miało czasu się zmienić jeszcze; pozostało na dawnej stopie. Mówiono o oszczędnościach — lecz rozpocząć ich nikt nie miał siły.
Męzkiej rady i dłoni potrzeba było gwałtownie, ale Misia, która niedawno oblężoną była przez