Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

mniej rozwiniętej z panną Michaliną, — Nitosławski, znalazłszy tu kilku dawnych znajomych, wmieszał się w tłum gości.
Dopiero teraz, czy on sam, czy ktoś zwrócił uwagę jego na Horpińskiego. Wacław obejrzał się niespokojnie, poszukał go oczyma, a że zwykł był codnia spędzać trochę czasu przed zwierciadłem i znał swą twarzyczkę — uznał natychmiast niezmierne podobieństwo swe do p. Sylwana.
Nadzwyczaj przykre zdawało się to na nim czynić wrażenie. Cała zimna krew i pewność siebie, które go cechowały, wystawione zostały na straszną próbę. Z ruchów mimowolnych drgającej twarzy widać było, co się w nim działo. I on walkę wewnętrzną jakąś odbywał z sobą — kilka razy oczy jego przebiegały po salonie — nie odpowiedział na zadane mu pytania — i dopiero poniejakim czasie wrócił pozornie do spokoju, z jakim ukazał się zpoczątku.
Pilniej jednak śledzący go byłby dostrzegł, że oczy jego ciągle biegły w tę stronę, w której stał Horpiński. Drażniło go to — niemiłe podobieństwo, a osobom, które o niego zagadnęły — odpowiadał ruszeniem ramion dwuznacznem.
Najosobliwszem jednak wydało się to wszystkim, że ani pytał, kto był ten Horpiński, ani się go ciekawym zdawał. Znajdujący się tu i śle-