Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

miot — narzekając na nieboszczyka Pruszczyca, gdy córka śmiało stanęła w jego obronie.
— Pruszczyc był prawdziwym przyjacielem naszym — rzekła — najlepszym dowodem tego jest, że wszystko, co miał własnego, obrócił na nasze interesa, wiedząc, że tego nigdy nie odzyska; omylił się, biedny, przerachował, ale nam dał lat kilka życia swobodnego i spokojnego, za które wdzięczność mu winnyśmy.
— Wolałabym była mniej delikatności z jego strony — odezwała się Zawierska — a więcej baczności na przyszłość naszą — niestety!...
Panna Michalina, nie dając się matce zbyt rozgadywać o tem wszystkiem, usiłując i ją i gościa rozerwać, zaczęła pokazywać dom, obrazy, pamiątki; mówiła o ogrodzie, ale i ten przedmiot wywołał łzy — bo cały ten świat pamiątek potrzeba było porzucić, rozstać się z nim i zestąpić o kilka stopni niżej w ustroju towarzystwa.
Zawierska powtarzała, że tego nie przeżyje.
W domu też nie było jeszcze najmniejszego znaku zmiany położenia: stopa, ton, utrzymanie pozostały czem były.
Jedna tylko Misia cicho szeptała, że już przedsięwzięła nowicyat ubóstwa, i że bez wiedzy matki zaczęła się przyzwyczajać obchodzić bez sług, bez wielu zbytkownych wygódek.
— Sądzę — odezwała się do Horpińskiego, gdy