nie jest summą tak bardzo wielką. Nie mógłbym rzucić okiem na tabelkę? — zapytał.
— Tabelka jeszcze nie ułożona — żywo odezwał się mecenas — ja mówię z pamięci.
— Gospodarstwo i inwentarze są w dobrym stanie! — wtrącił Sylwan.
Radzca obrócił się do okna, nie czując się obowiązanym do odpowiedzi na to pytanie, a Pawłomorski rzekł z przekąsem:
— Wedle systemu nieboszczyka — juścić nie źle są zaopatrzone folwarki, ale to wszystko z gruntu ktoś przerabiać będzie musiał.
Naprożno Horpiński dopraszał się, aby mógł rzucić okiem na papiery: wymawiał się mecenas, że nie było dotąd nic, oprócz konceptów i brulionów.
— My tu, panie dobrodzieju — rzekł — mamy pracę Syzyfową z tem. — Strach! desperacya! Ledwieśmy jeden z grubego obrobili, a tu już się toczą głazy na nas, tak, że człowiek pod brzemieniem upada.
Z godzinę tak, z różnych stron zabiegając, niewiele się objaśniwszy, Horpiński musiał powrócić do pałacu, mało skorzystawszy na wycieczce do oficyny.
Zdobył tylko jedno: — nazwisko sąsiada, który był członkiem rady familijnej, p. Wojciecha
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.