Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Litwa za Witolda.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.
120
1399.

Kroniki liczą Litewsko-Ruskich Xiążąt pięćdziesięciu; Krzyżacy nawet dali oddział posiłkowy pod Komandorem Ragnedy Marquardem Salzbach, z pięciu set wybornéj jazdy złożony.
Xiążęta Mazowieccy przystawili swe poczty, słowem, liczba i dobór żołnierza zapowiadać się zdawała zwycięztwo; a obóz na lewym brzegu Dniepru powiéwający chorągwiami, oddychał żądzą boju i weselem, obiecującém wygraną nad nieprzyjaciołmi Krzyża.
Wśród tego wesela, jeden tylko głos jakiś wieszczy, starca pielgrzyma (Rpm XVI. w. u Narbutta) Jana z Pokrzywnéj, zapowiadał śmierć i klęski, ale nikt go nie słuchał, tak pewném zdawało się zwycięztwo.
Starzec prorok zniknął wkrótce z obozu, idąc daléj na Wschód w przedsięwziętą drogę.
Tymczasem przybyli Posłowie Tatarscy, wymagający wydania Tochtamysza, nie Króla, ale zbiega i wygnańca, a nieprzyjaciela Temir-Kutłuka.
Witold odpowiedział im! — Idę sam zobaczyć się z Timurem.
Całe siły wyruszyły na południe ku Timurowi, który za Sułą, Chorolem i Psołą stał nad brzegami Worskli z Mogułami, prosząc o pokój, lękając się walki, a chytrze wyglądając posiłków.
Stanęli, Ruś, Litwa, Niemcy, Wołochy i Polacy u brzegów Worskli; Witold na ich czele. Na przeciwnym brzegu widać było ćmę Tatar i szare namioty Timur-Kutłuka. Chytry Han postanowił zwlekać, wyglądając posiłków, a tymczasem posyłał posły i udawał, że pokoju prosi.
— Po co, mówił ich usty do Witolda, — idziecie na mnie? Nigdy krajów twoich nie najeżdżałem.
Witold odpowiedział mu dumnie: — Bóg mi zgotował