Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Litwa za Witolda.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.
176
1409.

wał dlań dawne przyjacielskie uczucia. Szpiegi Krzyżaccy tymczasem donosili już o przyborach do wojny, o zamachach Króla na zniszczenie Nieszawy.
Gdy Mistrz gorliwie się zajmuje odbudowaniem i umocnieniem Memla, Żmudzini zebrawszy się kupą zbrojną z włóczniami i tarczami pod dowództwem dwóch Bajorasów, zasiekli się obozem, kładnąc w lasach. Witold jak donoszono Mistrzowi, coraz silniéj starał się ich podburzyć przez wysłańców swoich, obiecując nawet napaść na Ragnedę. Były to tylko pogłoski.
Żmudzini bowiem sami swoim domysłem, z rozpaczy raczéj niż wyrachowania podeszli pod Memel, zabrali trochę koni Komandorowi i pobili ludzi na litewskim brzegu. Przypisano to zaraz Witoldowi i posłano do niego (przed Wielkanocą) z zapytaniem, coby to znaczyło? — Marszałka Zakonu i Komandora Brandeburgskiego. Posłowie ci zdaje się poleconém mieć musieli, aby pożądaną dla Zakonu sprowadzić wojnę.
Stawili się bowiem z wymówkami i groźbami, a Komandor powiedział W. Xięciu, że trzy razy Zakon już zdradził, ale jeśli poważy się czwarty raz tego spróbować, może odpokutować ciężko.
Witold odparł mu z dumą obrażoną i upomniał się o taką mowę u W. Mistrza, wyrzucając mu wyrazy jego posłów. Zachowano jakieś pozory przyjaźni, chociaż Witold czując się dotknięty, nie dawał żadném tłumaczeniem przejednać.
Niewiedząc już jak począć sobie, aby Witolda do otwartego wyzwania zmusić, spytał go W. Mistrz, niby o radę prosząc, coby począć z powstaniami na Żmudzi? Witold odpowiedział: dopóki Zakon mnie słuchał, rad mu nie ską-