Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Litwa za Witolda.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.
205
1410.

Nigdym się nie spodziewał po Zygmuncie sprzymierzeńcu i krewnym, aby mnie opuszczał dla krzyżackiego złota, gdy wcale co innego mi obiecywał, do czego innego się zobowiązywał, zaręczając mi, że pokój między mną a Zakonem zawrzéć potrafi. Wymawiał potém Król usługi swoje, pomoc daną przeciw Turkom i t. d., kończąc, iż zawsze jeszcze gotów jest zawrzéć przymierze, a wojny nie szuka.
Potém wojsko prawie całe spowiadało się i kommunikowało, przeczuwając blizkim dzień spotkania i walki. Wszystko w obozie oddychało żądzą boju, zapałem i niecierpliwością.
Po odprawieniu Frycza, mszy i nabożeństwie ruszyło się wojsko; (naprzód godzinami przed niém dwiéma, ciężary i działa wyprawiono), ku miasteczku Dąbrowno, otoczonemu murami i warownémi wieżycami, a oblanemu jeziorem. Tu obóz rozłożono w dolinie o pół mili od jeziora, nie mogąc daléj ciągnąć dla zbytniego upału. Ku wieczorowi gdy ochłodło, nieco ludu z obozów poszli przechadzką ku miastu. Lecz mieszczanie gromadzący się na obronę w przypadku napadu, wypadli na nich i niespodzianie walkę rozpoczęli. Ta tak dalece się rozżarła i zapaliła, że żołnierze w zapale pobiwszy czerń, i zmusiwszy ją do ucieczki, za nią na same miasto wpadli, którego nietylko mury, wieżyce i baszty, ale bagnisko dokoła prawie strzegło, a jedna strona od lądu oddzielona była głębokiemi fossy.
Wszczął się rozruch w wojsku i nieład wielki. Polecił Król przez herolda zakazać surowo dobywania miasta napróżno, ale żołnierze zapaleni oporem, niesłuchając nic, runęli ogromną siłą, z odwagą jeszcze w żadnéj nieosłabioną potyczce.
Niektórzy od strony bagna i jeziora, inni od lądu i fossy na mury po drabinach się wdzierając dobijali tak silnie, tak tłumnie i gwałtownie, iż wkrótce wpadli do grodu.